środa, 18 lutego 2015

A tribute to Diana

Pan Szczekusia: - Ćwiczymy zostawanie w domu. Bardzo dobrze mu idzie, piszczy coraz mniej. Sam już nie wiem, czy on ma z tym większy problem czy ja.


Duma z psa pracującego to jednak rzecz zupełnie inna.  
Czytam Polonę.pl dla beki wynalazło ostatnio w Polonie wczesne  wydanie Aventures du baron de Münchhausen w przekładzie Teofila Gautiera syna (co brzmi źle, bo robi z Gautierów trochę Dumasów) z tymi wspaniałymi/straszliwymi ilustracjami Gustawa Doré. Poza łamiącym prawa fizyki wyciąganiem się z bagna za własne włosy oraz karmieniem kaczek słoniną na lince, w przygody barona liczą się również epizody psie - un chasseur sachant chasser nie może w końcu obyć się bez dobrze ułożonego psa myśliwskiego.
Baron wspomina dwa ze swoich psów - pierwszy tak był wytrzymały, inteligentny i roztropny, że niemożliwym było widzieć go i nie zazdrościć, zaś przyczepiwszy latarnię do jego ogona, można było z nim polować w nocy tak samo sprawnie, jak w dzień. 
Drugi pies Münchhausena to charcica Diana. I tutaj zaczyna się koszmar. Oto baron pojechał na polowanie ze swoją świeżo poślubioną żoną, pies wystawił stado kuropatw. Żona jednak wraz ze służącymi zniknęła - jak się okazało, z całą świtą i końmi wpadła do kopalni. Pies cały czas wystawiał. Baron wyciągnąwszy małżonkę (i świtę, i konie), ruszył w interesach na dni piętnaście. Po powrocie psa nie zastał. Pies wystawiał. Odnalazł się wychudzony tak, że nie był w stanie chodzić. Baron całe stado kuropatw położył jednym strzałem. 
Innym razem ciężarna Diana ścigała ciężarną zajęczyce. Obie w trakcie pogoni/ucieczki urodziły. Ślepe jeszcze szczenięta z miejsca rzuciły się biegiem za ślepymi jeszcze zającami i tak, zaczynając polowanie z jednym psem i jednym zającem, skończył Münchhausen z sześcioma psami i sześcioma zającami. Zające skończyły pewnie zaraz potem. 
http://polona.pl/item/30800743/55/ 
Innym wyczynem charcicy było dogonienie ośmionogiego zająca (mutacja!). Jak mówi baron:
 - Charcica biegała u mnie tak szybko i tak długo, aż starła sobie nogi do wysokości kolan i odtąd do późnej starości z powodzeniem służyła mi jako jamnik. 
Terrier jest tu jamnikiem (tak to stoi w którymś z polskich przekładów - chyba u Hartwig), a raczej jamnik jest terrierem - obie nazwy odnoszą się do funkcjonalności/użytkowości psa - jam-nika. Charcica natomiast jest zajęczarką.
Ze wszystkich legawców najbardziej lubię polegawce - Wiesław bardzo wytrwale poleguje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz